To był weekend pełen emocji z polskimi akcentami...
Najpierw w sobotę po południu Agnieszka Radwańska po raz pierwszy wystąpiła w finale Wimbledonu...
Pierwszy set - brrr... lepiej o nim zapomnieć !
Agnieszka dopiero pod koniec zdobyła jednego gema...
Aż niebo zapłakało i mecz przerwano na dobre 30 minut !
Po tej wymuszonej przerwie Agnieszka zaczęła łapać rytm gry i wygrała tego seta 7:5.
Set trzeci rozpoczął się nieźle - gem za gem... do poziomu 2:2.
Potem był popisowy gem sereny Williams - 4 asy serwisowe przy których Radwańska nawet nie zareagowała...
Od tego momentu mecz zrobił się jednostronny - przegrana 6:2...
No cóż - nie była zwycięstwa, ale nie było też wstydu... w końcu wynik 2:1 zapisany w annałach tego turnieju będzie mówił wyraźnie - Agnieszka Radwańska nawiązała walkę w rywalką i rzeczywiście tak było w drugim secie...
Może trochę za bardzo spięta?
Może przeziębienie...?
Ale jedno trzeba przyznać - Serena Williams była po prostu lepsza w tym dniu !
Ale gratulacje składam obu rywalkom - Williams wygranej, Radwańskiej - dobrej gry...
Za rok będzie lepiej...
Po tym finale Agnieszka Radwańska zajmuje 2 miejsce w klasyfikacji WTA tenisistek - najwyższe jak do tej pory...
Agnieszka dostąpiła też innego zaszczytu - została poproszona, aby podczas Olimpiady w Londynie pełniła funkcję chorążego naszej ekipy olimpijskiej...
I bardzo dobrze, bo w pełni na to zasługuje !!!
Kibice siatkówki czekali natomiast na wieczorny półfinał z Bułgarią...
Nasi reprezentanci ani przez moment niezagrożeni wygrali pewnie 3:0 i w finale zagrają z zespołem USA, który równie pewnie pokonał drużynę Kuby...
Niezagrożeni przez siatkarzy Bułgarii - gorzej było z kibicami, którzy niezadowoleni z porażki swoich pupilów próbowali odgryźć się na naszych siatkarzach rzucając w nich zapalniczki, papiery etc.
Niedzielny finał - pełen obaw czekałem na niego...
Bez powodu - pierwszy set nasi wygrali pewnie, drugi, mimo prowadzenia cały czas przez USA 2-3 punktami też... a trzeci był tylko formalnością, gdzie nasi momentami popisywali się takimi akcjami, że nawet rywale bili im brawa...
Dziękuję Wam chłopaki za pozytywne emocje i liczę po cichu, że podczas Olimpiady też Wam wyjdzie i będzie jakiś medal...
Nie dmuchajmy jednak balonika...
Jestem zawsze przeciwny takim tekstom, jak piszą pismaki - "Żaden zespół nie może się w tej chwili równać z polskimi siatkarzami,..."
To totalna BZDURA - bo i owszem, pokonaliśmy Brazylię, Kubę... ale to nie znaczy, że Brazylia na olimpiadzie nadal będzie grać słabo...
Trzeba też pamiętać o nieobecnych - zawsze silnych Rosjan, Włochów, Serbów...
No i ta presja - z każdym sukcesem będzie coraz większa i oczekiwania coraz większe...
Dlatego Anastasi studzi te oczekiwania mówiąc, że na Olimpiadzie różnie może być, mogą nawet wrócić bez medalu... słabszy dzień w ćwierćfinale i po baletach!
Pamiętajmy o tym, że nasza drużyna wygrywa teraz, bo zaskoczyła rywali niekonwencjonalnym rozgrywaniem piłek - nie ma szablonu jak jeszcze niedawno... jest krótka, jest atak z tyłu, czasem kiwka, a co najważniejsze - skuteczny blok...
Teraz rywale zaczną szukać sposobu na Polaków - będą szczegółowo analizować mecze pod kątem słabych punktów.
Dlatego słusznie mówi Anastasi, że gra jest jeszcze daleka od doskonałości i jeśli chcemy wygrywać na igrzyskach, te słabe punkty trzeba usunąć... znowu zaskoczyć przeciwników nowym sposobem gry.
Na pewno atutem Polaków jest to, że mamy praktycznie dwa składy - z Bułgarią graliśmy innym, z USA też nieco innym... wyrównane składy !!!!
Reasumując - nie łowić ryb przed siecią... cieszyć się tym co jest i z nadzieją patrzeć w przyszłość... ale bez presji na wynik... ten sam przyjdzie jeśli nasi zagrają z wiarą w swe umiejętności!
A teraz czekamy na wieści z PZPN - kto zostanie nowym selekcjonerem polskiej reprezentacji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz